niedziela, 12 czerwca 2016

Kibicowanie? Może jednak kiepski pomysł?

Nie mogę być w tej sprawie zupełnie obiektywny. Jako osoba, jeśli już nawet zmuszona do oglądania meczu względami towarzyskimi, bardziej udająca (przez uprzejmość ale pewnie i trochę, trzeba uczciwie przyznać, przez społeczny konformizm?) zainteresowanie niż odczuwająca prawdziwie kibicowskie emocje, z pewnością patrzę z innej perspektywy w stosunku do milionów silnie przeżywających mistrzostwa.

Czas igrzysk jednak nadszedł, zatem i na głos przeciwny miejsce powinno się znaleźć. Przeciwny nie tyle samym igrzyskom co ich otoczeniu i skutkom. W tym miejscu – z punktu widzenia zdrowia społeczeństwa.
Na pierwszy rzut oka może nie wygląda to najgorzej. Przecież teoretycznie, piłka nożna nie wygląda tak źle. Zespoły wychodzą na boiska, biegają, czasami dochodzi co prawda do urazów, jednak nieporównywalnie mniej znaczących niż w przypadku boksu czy podnoszenia ciężarów. To powinien być dobry przykład dla dzieci, młodzieży czy dorosłych. Czy jednak na pewno jest?

Zacznijmy od tego, co jest na pewno. Miliony butelek i puszek piwa. Czipsów, zagryzek, kiełbas i pizz. Godziny przed telewizorem, chociaż oglądanie w barach staje się także w Polsce nową świecką tradycją. Dodatkowy papieros wypalony „z nerwów o wynik” ...
Tą konsumpcję napędza wielka machina marketingowa, która na orbitę swoich "targetów" wciąga miliony kibiców. Czy podnosi to aktywność fizyczną populacji? Jeśli ktoś ma jakieś dowody, to poproszę. Czy po igrzyskach zostanie efekt w postaci zwiększonej konsumpcji wymienionych produktów? Raporty giełdowe spółek wprost dowodzą, że tak.

Niestety nie zauważyłem żadnego komunikatu ze strony władz czy szerzej polityków, który chociaż częściowo równoważyłby negatywne skutki marketingu śmieciowego jedzenia i alkoholu. Jeśli ktoś znajdzie wyjątek – to warto go zauważyć i wyróżnić. Chętnie przyznam się, że przeoczyłem ...

Może udałoby się znaleźć jakieś pozytywy psychologiczne i emocjonalne? Wspólne przeżywanie, endorfiny, mobilizacja? W końcu zdrowie ma też wymiar psychiczny i społeczny. Jakkolwiek dużo środków nie przeznaczone byłoby na promocję, sukcesu Euro nie byłoby, gdyby te igrzyska nie odpowiadały na ludzkie potrzeby. Jak to wygląda? Tu rozciąga się już Terra ignota, chociaż (dla głębiej zainteresowanych tematyką) nieco wyników badań psychologicznych można znaleźć, na przykład szukających różnic pomiędzy kibicami a osobami na emocje „sportowe” oziębłymi.

Emocje powyższe, jakkolwiek skupiające uwagę (i pamięć, ten związek pomiędzy emocjami a pamięcią jest z kolei całkiem dobrze poznany) wydają się również ryzykowne. Otóż badania z 2006 roku na kibicach niemieckichz 2006 roku na kibicach niemieckich (o których przypomniał w trakcie mistrzostw Instytut Polityki Zdrowotnej) zwraca uwagę, że ryzyko zawału jest prawdopodobnie związane nie tylko z niezdrową dietą ale także samymi "skokami adrenaliny" w trakcie oglądania meczu. Z pewnością warto wyniki tych badań postawić na przeciwnej w stosunku do ewentualnych pozytywnych skutków szali ... (może ktoś je przy okazji poda, pod warunkiem powołania się na wiarygodne źródła :) )

Niezależnie od powyższego: czas igrzysk jest dla spraw zdrowia publicznego moim zdaniem praktycznie zupełnie zmarnowany. Jeśli jednak mistrzostwa będą chwilę trwały to może, przynajmniej dziennikarze, niekoniecznie sportowi, przypomną, że samo oglądanie sportu zdrowia nie przyniesie ...

Na koniec konstruktywna propozycja: media relacjonujące wydarzenia sportowe (na czym zarabiają przecież niezłe pieniądze) miałby obowiązek oprócz reklam różnych produktów obowiązek dołączać reklamówki promujące zdrowy styl życia i informujące o ryzyku związanym z emocjami "sportowymi", alkoholu, tytoniu i większości przekąsek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz