środa, 20 lipca 2016

Czy Brexit może mieć skutek dla polskiego pacjenta (i pracowników medycznych)?

Brexit to wciąż wydarzenie przyszłe i niepewne. Nie mniej warto spojrzeć z punktu widzenia ochrony zdrowia w Polsce. Po pierwsze blisko milionowa populacja Polaków w Zjednoczonym Królestwie, nawet po częściowej repatriacji, nadal będzie żyła na Wyspach. Do tej pory dzięki unijnym regulacjom o koordynacji mogli oni w czasie wizyty w starej ojczyźnie korzystać z angielskiego "ekuza" w przypadku nagłego zachorowania. W czarnym scenariuszu, czyli braku porozumienia Anglii z UE a'la Norwegia konieczna byłaby albo umowa międzyrządowa albo jednostronne uregulowanie kwestii przez naszych prawodawców.

Umowa międzyrządowa w tym zakresie byłaby dla dowolnego rządu angielskiego trudna - ponieważ to własnie objecie dobrodziejstwami zabezpieczenia społecznego i zdrowotnego dla Polaków podejmujących pracę było jednym z głównych przyczyn decyzji angielskich wyborców. W sukurs przyjść zatem będzie musiał polski budżet, co zresztą będzie zgodne z zapowiedziami od systemu ubezpieczeniowego do finansowania budżetowego.

Na marginesie zresztą warto zauważyć, że zapowiadane w Polsce zmiany idą dalej w kierunku brytyjskiego NHS, czyniąc kolejny krok oddalający od ubezpieczeniowych modeli Niemiec i Francji. W tym znaczeniu, Polska rzeczywiście może zastąpić Anglię w reprezentowaniu w Unii scentralizowanego, budżetowego systemu finansowania świadczeń zdrowotnych.
System ten wyróżniają dwie cechy: niższy poziom nakładów w relacji do Produktu Krajowego Brutto (chociaż w UK są to wyższe kwoty niż w Polsce) i niski poziom zaspokojenia oczekiwań pacjentów. W konsumenckim Europejskim Indeksie Zdrowia UK ma 13 pozycję, nie tylko za Francją i Niemcami ale także ... Republiką Czeską.

Dla nas istotniejsze będą jednak inne dwa pytania: o pacjentów i pracowników medycznych. W przypadku pacjentów sprawa jest dość prosta. Ci, którzy pozostaną podatkowymi rezydentami brytyjskimi, pozostaną, ze względu na ukształtowanie systemu, jego beneficjentami. Los pozostałych będzie zależał od skuteczności polskiej dyplomacji przy negocjacjach rozwodowych. Poprzeczka jest tu tak na prawdę bardzo wysoko - ponieważ przykład Norwegii będzie punktem odniesienia.

W przypadku pracowników NHS to sytuacja jest jeszcze prostsza. Ze względu na braki kadrowe nie będą oni musieli raczej szukać innej pracy. Z drugiej strony dość trudno ocenić, jak na finansach NHS odbije się prawdopodobna po Brexicie recesja. Szanse na przeznaczenie środków zaoszczędzonych na unijnych składkach na ochronę zdrowia poddał w wątpliwość, mimo kampanijnych obietnic, sam lider antyunijnej UKIP, Nigel Farage. Odczytać to mozna następująco: mimo ewidentnych potrzeb prawdopodobnie nie będzie środków na nowe etaty dla lekarzy i pielęgniarek...

Do ewentualne dalszej lektury:
  1. Największa strata potencjalna utrata mechanizmów koordynacyjnych
  2. Europejska Agencja Leków nie dla wyspiarzy?
  3. NHS słabszy po Brexicie?
  4. Niepewność po referendum

wtorek, 12 lipca 2016

Czy nowy podatek samochodowy może być uznany za interwencję w zakresie zdrowia publicznego?

Podobnie jak w przypadku dyskusji o opłatach alkoholowych pozytywna odpowiedź może być zaskakująca, chociażby ze względu na panujące stereotypy w debacie podatkowej. Prosta analiza skutków potencjalnej regulacji nie pozostawia nam jednak innej możliwości udzielania uczciwej intelektualnie odpowiedzi. Większy podatek = mniej samochodów = mniej negatywnych skutków związanych z ich używaniem. Proste odpowiedzi mogą nas jednak także wyprowadzić na manowce.


Kompulsywne jeżdżenie samochodem jako zjawisko negatywnie oddziaływające na zdrowie publiczne jest dobrze udokumentowane badaniami lecz jak zwykle bywa z faktami niewygodnymi zarówno dla ludzkiej natury jak i biznesu - skutecznie wypieranymi. Oprócz wpływu na środowisko naturalne warto dodać: utrwalenie siedzącego trybu życia i tym samym epidemii otyłości, stres związany z kierowaniem pojazdu, zwłaszcza w coraz bardziej zakorkowanych miastach, ciągły hałas czy azbest z hamulców, to najistotniejsze przykłady tego oddziaływania.

Decyzja o nałożeniu daniny od aut jest silnie uwarunkowana politycznie. W celach politycznych rzadko brane są pod uwagę argumenty z zakresu zdrowia publicznego. Można nad tym ubolewać, jednak oddziaływanie na zdrowie społeczeństwa jest zwykle skutkiem ubocznym regulacji a nie głównym celem.
W tym przypadku jest podobnie. Czy argumenty są po stronie fiskalnej, ograniczenia importu i "zrobienia miejsca" na nowe produkty (milion aut elektrycznych) czy w innym obszarze, taka regulacja nie pozostanie bez wpływu na zachowanie ludzi a przez to na ich zdrowie.

Czego można się spodziewać po progresywnym w relacji do wieku opodatkowaniu samochodów. Po pierwsze jest to w istocie podatek kapitałowy, paradoksalnie degresywny. Jako taki będzie oddziaływał na wrażliwe podmioty (w zależności od ostatecznych adresatów regulacji), zniechęcając je do POSIADANIA starszego samochodu. Część zatem adresatów zmotywuje do wymiany na nowszy egzemplarz cześć zniechęci w ogóle do trzymania auta. Można też wyobrazić sobie szybszy rozwój programów okresowego najmu lub współposiadania samochodów, ponieważ wzorce na świecie są już dostępne.

Z tego wynika, że tak na prawdę jedynie wąską grupę adresatów, rekrutującą się z najbardziej niezamożnych, zniechęci do posiadania a w związku z tym do jeżdżenia nimi i wybór alternatywnych form poruszania się lub zmniejszenia mobilności w ogóle.

Teoretycznie wysokość daniny można ustalić w ten sposób aby osiągnąć z góry zaplanowany efekt. Drastyczne podniesienie daniny może być odczuwalne, podczas gdy wprowadzane stopniowo, zaczynając od niewielkich kwot może w praktyce nie dać żadnych skutków. W Polsce i tak będzie on z pewnością mniejszy niż w krajach "starej" UE. Przyczyną jest choćby silny emocjonalny związek z posiadaniem samochodu i wynikającego z tego faktu prestiżu. Podsumowując widać, że sam w sobie podatek od posiadania spełni swój cel fiskalny. Żeby przy okazji był skuteczny w oddziaływaniu na zdrowie publiczne powinien być uzupełniony o inne mechanizmy. Ponieważ jednak te mechanizmu mogłyby z kolei utrudnić realizacje planu fiskalnego, prawdopodobnie nie pojawią się.

niedziela, 26 czerwca 2016

Droga do 6 procent...ale dokąd prowadzi?

Minister Zdrowia konsekwentnie zapowiada wzrost wydatków na ochronę zdrowia do 6% PKB. Należy jak sądzę rozumieć, że chodzi tu o wydatki publiczne, ponieważ z prywatnymi już obecnie na ochronę zdrowia wydaje się w Polsce ponad ten wskaźnik. Warto tu przypomnieć, że o ile nakłady na zdrowie należą od lat do najniższych w OECD to już proporcje pomiędzy nakładami prywatnymi a publicznymi oscylują w wartościach średnich.


Oprócz tego hasła - celu osiągnięcia wskaźnika, mamy obecnie kilka pytań bez odpowiedzi. Po pierwsze z jakich źródeł te wydatki będą finansowane? Można przyjąć na podstawie innych enuncjacji, że mogłoby to nastąpić po ujednoliceniu fiskalnym obecnego PIT, ZUS i ZUS-NFZ. Obecnie są ze sobą powiązane ale kierują strumienie finansowe do różnych przegródek. Po reformie udział na finansowanie świadczeń zdrowotnych musiałby być tak zwiększony, żeby osiągnąć zakładany cel a wcześniej następowałoby ewentualnie na podstawie zwiększonych transferów wprost z budżetu państwa, tak jak obecnie ma to miejsce w przypadku leków dla seniorów (75+). Jest jeszcze ścieżka samorządowa, którą przewiduje nowelizacja ustawy o podmiotach leczniczych ale ich skutek finansowy nie będzie z pewnością wystarczający do osiągnięcia wskazanego celu.

Zapowiadany wzrost o 6% PKB to nominalnie dzisiaj około 25 mld. Spory dopływ pieniędzy, na pewno większy niż widoczny górski strumień ;). Oprócz pytania w jaki sposób zostaną pozyskane - pozostaje do rozstrzygnięcia - jak je wydać. Tu odpowiedź jest na szczęście znacznie prostsza, ponieważ starczy do tego odrobina wyobraźni plus kalkulator.

Ponieważ rozmiary wpisu na bloga są siłą rzeczy ograniczone, przedstawię tylko kilka projekcji, w których bynajmniej nie chodzi o wielką precyzję a jedynie przybliżenie, z jakimi potencjalnie środkami mamy do czynienia...
  • Protesty pielęgniarek to dwa główne postulaty: zwiększenie wynagrodzeń i zwiększenie zatrudnienia w zawodzie.
    W Izbach zarejestrowanych jest ponad 320 tysięcy pielęgniarek i położnych, jednak tylko część pracuje w ramach "systemu" (ponieważ w rejestrze są osoby pobierające renty i emerytury, czasowo przebywające za granicą czy pracujące w innych zawodach lub pracujące w niewielkim wymiarze). Licząc dość bezpiecznie to nie więcej niż 250 tysięcy etatów (i równoważników etatów oczywiście).
    Dodatkowe 2000 PLN miesięcznie brutto daje, po prostych kalkulacjach ok. 7,5 mld rocznie. Drugi postulat wyliczyć nieco trudniej. Przyjmijmy, że wzrost o 20% byłby, ze względu na czas potrzebny do rekrutacji na studia, samą edukację i praktyki zawodowe jest w krótkim czasie i tak ambitnym celem. Nawet pozyskując do pracy pielęgniarki z innych krajów (co samo w sobie jest tematem kontrowersyjnym ale także praktykowanym w wielu krajach) to już kolejne 3,6 mld złotych.
  • Kolejnym palącą potrzebą jest podniesienie wynagrodzenia dla przedstawicieli "pozostałych" zawodów medycznych. Zakładając ostrożnie 1500 PLN jako średnią wartość podwyżki i nie mniej niż 100 tys. osób pracujących w szpitalach i przychodniach (zapewne jest trochę więcej ale na nasze potrzeby taka dokładność wystarczy) to mniej więcej 2,5 do 3 mld.
  • Płace lekarzy. Oczywiście, w tej grupie zawodowej zarobki są bardzo mocno zróżnicowane, jest całkiem spora lekarzy, których zarobki są na przyzwoitym poziomie, chociaż wciąż znacząco mniej niż w bogatszych krajach UE, z reguły też wyższe zarobki są związane z napiętym grafikiem samych medyków. Z pewnością rozsądnie byłoby założyć, że kwota 4-5 mld PLN mogłaby być bardzo użyteczna w dofinansowaniu obecnie mniej atrakcyjnych i przez to deficytowych specjalizacji.
  • Program opieki farmakologicznej z prawdziwego zdarzenia (10 tys przeciętnie na każdą z 13,5 tys. aptek w miesiącu) to 1,6 mld
  • Bieżące zadłużenie szpitali to ok. 12 mld PLN. Byłby to wydatek jednorazowy ale z pewnością dla zapewnienia funkcjonowania trwale nierentownych podmiotów, które z różnych przyczyn powinno się utrzymać "na powierzchni" to kwota 2-3 mld rocznie byłaby wystarczająca.
Listę oczywiście łatwo wydłużyć. Nie mniej trochę środków zostałoby, które można byłoby wykorzystać na przykład na rozszerzenie listy leków i/lub odbiorców obecnego 75+. Tradycyjnie wszelkie uwagi (w tym także poprawki do moich kalkulacji ;) ale i inne propozycje mogą mieć miejsce w formie komentarzy).

PS. Wskazałem zaledwie na trzy cele, spośród potencjalnie wielu innych. Oznacza to konieczność powrotu do naszkicowanych tematów, gdy tylko staną się one namacalnie (budżetowo) aktualne. Dla porównania z innymi krajami - warto odesłać do źródła: wydatki na ochronę zdrowia w krajach OECD - intuicyjna w użyciu, interaktywna baza danych.